15 lutego 2005 godzina:14.08(Czytań: 1425)
:: O Przystanku Cisna raz jeszcze - warto przeczyta?. ::
Jeden dom, dwie rodziny, czworo doros?ych, jedno dziecko, cztery psy, pi?? kotów, ca?e mnóstwo planów...
Jedno nieszcz??cie.
Najbardziej zapami?ta?em ten moment, gdy ju? by?o oczywiste, ?e wi?cej nic nie da si? wynie??, ?e ?adna stra? po?arna nic tu nie zdzia?a, ?e teraz tylko pozosta? okrutny spektakl. Sta?em wi?c, ju? ca?kiem ot?pia?y i spokojny, i niemal beznami?tnie wpatrywa?em si? w p?omienie, jakie dot?d ogl?da?em tylko w kinie lub w telewizyjnych relacjach z tragedii dziej?cych si? w nierealnym ?wiecie po drugiej stronie szyby telewizora. Wpatrywa?em si? w ogie?, jak to nie raz, zaspakajaj?c atawistyczn? potrzeb? wymykaj?c? si? racjonalnemu zdefiniowaniu, czyni?em razem z nimi, gapi?c si? przez d?ugie godziny w magiczny ?ar ogniska.
Z nimi: Kasi? i J?drkiem, Tereni? i Leszkiem - z moimi przyjació?mi.
To by? magiczny dom. Magiczny poprzez swoj? histori?, ale i dzi?ki swoim mieszka?com, którzy o niezwyk?o?? tego miejsca dbali piel?gnuj?c j? i tworz?c j? jednocze?nie.
Dawny budynek powojennej ci?nia?skiej szko?y, do budowy którego wykorzystano elementy odzyskane z kilku obiektów o których kresie istnienia zadecydowa? czas, historia lub natchniony jedyn? racj? cz?owiek. Ju? przez swoj? genez? nie móg? by? budynkiem zwyczajnym. Nie móg? by? równie? zwyczajnym dla nikogo z dziesi?tek mieszka?ców Cisnej, którzy tam pobierali swoje pierwsze nauki, zanim szko?a zosta?a przeniesiona do du?o przestronniejszego betonowego klocka, dumnie zwanego tysi?clatk?. W dawnej szkole zamieszkali nauczyciele.
Gdy kilka lat temu gmina z ulg? sprzeda?a stary, wymagaj?cy coraz wi?kszych nak?adów na utrzymanie, obiekt mieszkaj?cym w nim nauczycielom, szcz??cie u?miechn??o si? w?a?nie do nich - do Kasi i Andrzeja Rozmys?owiczów oraz Teresy i Leszka Gozdzieckich. Wreszcie mi?li swój, co prawda ciasny i dziurawy, ale swój w?asny k?cik. Mo?na by?o zacz?? planowa? przysz?o??, snu? marzenia z pewno?ci?, ?e nikt nie b?dzie w stanie pozbawi? ich tych marze? jedn? bezduszn?, urz?dnicz? decyzj?.
Nie poprzestali na marzeniach. B?yskawicznie zacz??y one przybiera? realny kszta?t i chocia? pomys?y na ?ycie mieszka?ców ka?dej z po?ówek domu zasadniczo si? ró?ni?y, to realizacja ich planów przebiega?a zdumiewaj?co, dla postronnego obserwatora, szybko i konsekwentnie.
Kasia i J?drek wymarzyli sobie stworzenie miejsca wypoczynku dla turystów pragn?cych czego? wi?cej, ni? tylko dachu nad g?ow? i smacznej strawy. Zapragn?li stworzy? miejsce niezwyk?e poprzez panuj?cy w nim klimat, dla tych, którzy chcieliby w Bieszczadach znale?? oprócz wspania?ej natury równie? ?yw? sztuk?. Zacz?li od wymy?lenia nazwy: "Przystanek Cisna" i ta nazwa szybko zacz??a wype?nia? si? niezwyk?? tre?ci?. Oczywi?cie, nic si? nie dzia?o samo i przypadkowo. Energia i niespo?yte si?y w?o?one przez Andrzeja w rozbudow? i modernizacj? ich "przystanku" budzi?y podziw i niedowierzanie. Szybko zjawili si? pierwsi go?cie i Kasia zacz??a wieloetatowe, ca?odobowe dy?ury gospodyni i kustosza tego miejsca. Ci?gle znajdowa?a te? czas na realizacj? swojej pasji malarskiej. Nadal powstawa?y na p?ótnach pi?kne kwiaty i czarowne pejza?e, a go?cie, gdy tylko mi?li ochot?, mogli spróbowa? czy i w nich nie drzemi? malarskie t?sknoty i talenty.
Po kilku latach nieustannej harówki ich marzenia zacz??y si? spe?nia?. Konsekwencj? takiego wyboru by?o nieuchronne rozlu?nienie przyjacielskich wi?zów. Ju? brakowa?o im czasu i si? na wspólne Sylwestry, regularne spotykania przy ognisku, czy wyprawy do zaprzyja?nionych galerii. Pozosta?a serdeczno?? krótkich pogaw?dek na ulicy i uzasadniona nadzieja, ?e jeszcze troch?, a sytuacja si? ustabilizuje i czasu na przyjacielskie kontakty b?dzie znów wi?cej...
Terenia i Leszek wybrali inn? drog? - ?ycie spokojniejsze, pozwalaj?ce zauwa?a? nawet drobne powody do rado?ci i czerpa? satysfakcj? z w?asnych codziennych dokona?...
Terenia (bo nikt kto j? zna, nie nazwie jej inaczej!) dzieli?a czas pomi?dzy nauczanie w szkole a malarstwo. Ikony jej autorstwa zas?u?enie ciesz? si? ogromnym powodzeniem, bo chyba nikt tak jak ona nie potrafi tradycyjn? technik? odda? najdrobniejszych szczegó?ów obrazu. Z ?atwo?ci? mog?aby, bez uszczerbku dla ilo?ci sprzedawanych ikon, pracowa? nieco pobie?niej, pój?? w uproszczenia i schematy, jak to robi, z po?ytkiem dla domowego bud?etu, niejeden "bieszczadzki twórca". Jestem pewien, ?e taki "kompromis" nawet nie przyszed? jej nigdy do g?owy.
Leszek mia? swoje królestwo - przydomowy warsztacik stolarski z podstawowymi narz?dziami. Wi?cej w nim robi? drobnych, bezp?atnych oczywi?cie i z w?asnego materia?u, us?ug dla znajomych, ni? rzeczy przynosz?cych wymierny zysk.
Oboje emanuj? wokó? serdeczno?ci? i szczodrze rozdaj? to, czego maj? najwi?cej - najszczersze metafizyczne ciep?o. Tym ciep?em przesi?kni?ty by? ca?y ich dom, po te ciep?o przychodzi?o si? do nich gdy dopada? smutek, gdy codzienny stres odbiera? si?y, gdy brakowa?o oddechu...
Kiedy ju? nie mo?na by?o wej?? do p?on?cego domu, ale budynek jeszcze sta?, ci?gle sta? i nawet pojawiaj?ce si? tu i ówdzie na dachu p?omienie nie budzi?y takiej grozy na jak? faktycznie zas?ugiwa?y, gdy stra?acy zacz?li la? wod?, co mog?o rozbudzi? nadziej?, ?e jeszcze nie wszystko stracone, stali?my z Leszkiem naprzeciw siebie nie wiedz?c jak si? odezwa?.
- To ju? po cha?upie- cicho powiedzia? Leszek i nie mia?em odwagi mu zaprzeczy?. On by? na dachu i widzia? to, co dzia?o si? na strychu, ja widzia?em to samo od do?u, gdy na ca?ym suficie nagle pojawi?y si? p?omienie oplataj?ce belki stropowe i chowaj?ce si? z powrotem na strychu.
Nie zdoby?em si? te? na ?adne k?amstwo w rodzaju, ?e nie trzeba si? martwi?, ?e b?dzie dobrze... Gówno b?dzie dobrze!- wiemy to obaj doskonale.
- We? gitar? - nie bardzo rozumiem o co mu chodzi. - We? do domu gitar? Teresy - powtarza Leszek i gdy patrz? na le??ce na ?niegu pud?o z gitar?, to zaczynam dopiero rozumie?. Nie jest wa?ne, ?e obok w ?niegu stoi komputer za cen? którego mo?na by kupi? kilka niez?ych gitar, ?e ?nieg sypie na niczym nie okryty telewizor, ?e za chwil? mo?e zsun?? si? z krzes?a najnowszy nabytek - odtwarzacz DVD. Najwa?niejsza jest ukochana gitara Teresy.
Teraz my?l?, ?e ta gitara b?dzie przetrwalnikiem klimatu panuj?cego w ich domu, i ?e kiedy?, gdy powstanie ju? nowy dom, chocia? jeszcze nie wiem jak i kiedy, ale przecie? musi powsta?, w?a?nie z gitary rozsieje si? to, co stanowi?o o dotychczasowej wyj?tkowo?ci ich domu.
Jakie? pi?? godzin po pocz?tku kataklizmu chodzimy z Leszkiem po zgliszczach usi?uj?c gorzkim ?artem oswoi? strach i wygra? t? rund? z ?api?c? za gard?o rozpacz?.
- Zobacz, maszyna do szycia, ale j? wygi??o!
- A tu pralka. Ogie? j? rozebra? z obudowy.
- Lampa z Ikei. Ju? raczej nie za?wieci...
Dziwnie wygadaj? wisz?ce na zw?glonej belce przy wej?ciu dzwoneczki, które nadal wiatr porusza w d?wi?czne podrygi. Jeszcze dziwniej okopcony, bo okopcony, ale jednak ?nieg, na tl?cych si? resztkach dachu.
- Chod? no tutaj, panie Romanie i popatrz! - g?os Leszka jest prawie weso?y. Za resztk? zw?glonej ?ciany jest wbudowany w ni? kominek. Za jego szyb? przymilnie b?yskaj? p?omienie oswojonego ognia.
Pi?? metrów dalej stra?acy ci?gle lej? wod? na wci?? pojawiaj?ce si? jeszcze, nienasycone p?omienie w drugiej cz??ci budynku...
Czy uda nam si? jeszcze posiedzie? wspólnie przy ognisku nie wspominaj?c ze ?ci?ni?tym gard?em tamtego ognia? Wierzymy, ?e tak, ale najpierw stoi przed nami wa?niejszy problem - powrotu naszych przyjació? do wzgl?dnej normalno?ci. Je?li i Ty potrafisz w tym im pomóc, je?li masz jaki? pomys? - skontaktuj si? z nami. Nie b?dzie to trudne - wystarczy zaj?? do GOK-u w Cisnej, zadzwoni? do gminy, szko?y, parafii czy nadle?nictwa, lub nawet zagadn?? pierwsz? spotkan? osob? w Cisnej. Jeste?my wsz?dzie.