Prawdopodobnie niedźwiedziom znudziła się już zima i nie czekając na wiosnę wyszły z gawr. Od dwóch dni docierają informacje o zauważonych w lasach bieszczadzkich tropach misiów. Rafał Osiecki, st. specjalista Służby Leśnej w Nadleśnictwie Lutowiska:
W lesie na północnych stokach Otrytu podleśniczy natknął się na małego niedźwiadka, który mógł mieć 2-3 miesiące. Miś chodził wokół starego buka i piszczał. Podleśniczy obserwował go przez chwilę, po czym wycofał się. Spotkanie w tych okolicznościach z jego matka mogłoby być groźne w skutkach.
W dniu 21 marca, po drugiej stronie Otrytu, robotnicy kontrolujący stan ogrodzenia uprawy leśnej usłyszeli ryk niedźwiedzia z młodnika. Zwierzę nie miało zamiaru uciekać, więc pracownicy musieli zrezygnować z dalszej pracy w tym miejscu.
Jan Mazur, nadleśniczy Nadleśnictwa Stuposiany: Wczoraj nasi pracownicy zaobserwowali tropy trzech niedźwiedzi w trzech różnych miejscach. To znaczy, że akuratnie przyszedł czas, gdy opuszczają swe gawry. Poruszały się również drogami leśnymi, stąd wzrasta prawdopodobieństwo natknięcia się na nie.
Tej zimy drapieżniki położyły się spać końcem grudnia, a więc prawie o miesiąc wcześniej niż przed rokiem, gdy ich tropy obserwowano jeszcze 25 stycznia. Nic też dziwnego, że mimo śnieżnej zimy budzą się w połowie marca. W ubiegłym roku spały do 11 kwietnia.
Na terenie Nadleśnictwa Lutowiska żyje 25 niedźwiedzi, w dolinie górnego Sanu 15 (Nadleśnictwo Stuposiany), zaś na całym Podkarpaciu jest ich około 120.
Uwaga! Świeżo przebudzony niedźwiedź może być niebezpieczny dla ludzi, zwłaszcza w razie niespodziewanego dlań spotkania. W minionych latach takie spotkania kończyły się ciężkimi obrażeniami u ludzi.
W górach jeszcze niewiele jest oznak wiosny. Zalega tu ponad metrowa warstwa śniegu. Wprawdzie przyleciały już pierwsze orliki krzykliwe, ale z obserwacji leśników w Nadleśnictwie Komańcza wynika, że mają one wciąż dużo problemu ze zdobyciem pożywienia.
Edward Marszałek
Rzecznik prasowy RDLP w Krośnie