Barokowy dworek stojący przy ul. Reformackiej, który przetrwał niemal niezmieniony aż do naszych czasów, oszpecany jest teraz jakąś dobudówką. Czy konserwator wyraził na to zgodę? – zastanawia się czytelnik „Gazety”
W dworku z pierwszej połowy XVIII w. trwają intensywne prace. Od dwóch lat zabytkowa budowla należy do Szkoły Języków Obcych „Yes”.- Kupiliśmy budynek razem z pozwoleniem na rozbudowę. W tym miejscu był budynek, znaleźliśmy nawet ślady fundamentów podczas prac budowlanych – mówi Krystyna Lenkowska, współwłaścicielka szkoły.
Przed Yes swoją siedzibę miała tu firma komputerowa, która w dobudówce zamierzała umieścić swój magazyn. Tych zamierzeń nie zdołała jednak zrealizować. Upadła. – Plan architektoniczny jest ten sam, nawet zwróciliśmy się do tego samego architekta, w środku chcemy jednak wprowadzić inne rozwiązania. – mówi obecna właścicielka. Decyzję o rozbudowie tłumaczy różnymi względami: – W końcu chcemy przestać płacić za wynajem sal dla szkoły. Poza tym każda szanująca się firma powinna inwestować, a ta inwestycja pozwoli nam skupić uczniów i administrację w jednym miejscu.
W nowym skrzydle, które zostanie połączone z głównym budynkiem przewiązką, powstaną sale lekcyjne, pomieszczenia administracyjne, a w podziemiach – sala, w której odbywać się będą próby teatru działającego przy szkole. – Całość zyska też wspólny taras oraz coś w rodzaju atrium od strony ogródka jordanowskiego – wylicza Lenkowska.
Jak zapewnia szefowa szkoły, nowy budynek będzie niższy i węższy, nie przytłoczy architektonicznie dworku i choć nawiązuje estetyką do głównego budynku, próżno szukać na nim np. barokowych ozdób. – Bo, po pierwsze, to bardzo kosztowne, a po drugie, trudno dziś znaleźć odpowiednich wykonawców. Silenie się na barok byłoby złym pomysłem – uważa współwłaścicielka szkoły.
Podobnego zdania jest Stanisław Hałabuz, autor projektu rozbudowy. – Będzie to współczesny budynek, które detale architektoniczne: gzymsy, dachówki, a także luksefery w elewacji, zachowają swój historyczny charakter. – wyjaśnia architekt.
Zbiniew Jucha z rzeszowskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków przyznaje, że ideałem byłoby, gdyby zabytkowy budynek nie miał sąsiedztwa. – Teraz w jego pobliżu jest budynek wielokondygnacyjny, kiedyś go nie było. Niedaleko znajdował się tylko klasztor Reformatów. Ale lepiej, że budynek jest używany, niż gdyby stał opuszczony. Dlatego niekiedy trzeba pójść na rękę użytkownikom, bo przecież z trzech stron dworku nic się nie zmieni, a z tej strony, z której powstaje dobudówka, do niedawna istniały budynki gospodarcze – tłumaczy konserwator swoją decyzję.
Historia dworku
Rokokowa budowla, jedna z najstarszych w tej części miasta, stoi naprzeciw kościoła garnizonowego. Wybudował ją dla siebie archiwista i bibliotekarz Lubomirskich – Franciszek Piątkowski. Autorem projektu był Karol Henryk Wiedemann, przybysz z Saksonii, nadworny budowniczy Lubomirskich. Budowę dworku ukończono najprawdopodobniej w 1735 r.. Kiedyś do niego właśnie należał park, którego resztki znajdują się w jego pobliżu. W 1756 r. pan rzeszowskiego zamku Tedor Lubomirski przekazał dworek Janowi Szterbachtowi oraz jego małżonce. Była to nagroda rzeszowskiego magnata dla wiernego dworzanina. Rodzina Szterbachtów była jego właścicielem do początku XIX w. Nazwiska późniejszych właścicieli zmieniają się jak w kalejdoskopie. Przez długi czas należał do rodziny Tabińskich. Tuż przed I wojną światową kupił go Salam Neuman. Rodzina Tabińskich musiała być szczególnie przywiązać do tego miejsca, bo pieniądze na odkupienie dworku Olimpia Tabińska znalazła bardzo szybko. Tabińscy byli związana z tym miejscem przez niemal cały XX w. W latach 90. na swoją siedzibę wybrała dworek firma Infores. Teraz mieści się tu szkoła językowa.