W niedzielę 9 stycznia 2011 roku nad doliną bieszczadzkiej miejscowości Mokre rozległ się huk w wyniku którego mieszkańcy powychodzili ze swych domów. Lody na rzece Osława zaczęły pękać i jednocześnie tworzyć zator lodowy (historia niemal jak przy tworzeniu się rezerwatu Zwiezło z Jeziorkami Duszatyńskimi). W ciągu 2 godzin zator miał już długość blisko 1,5 km (dokładnie od tartaku do kościoła). Wysokość zatoru wynosiła średnio 4 m. Dla jednych było to niezwykle malownicze zjawisko w słoneczny i wyjątkowo ciepły dzień, a dla tych mieszkających nad rzeką dzień pełen trwogi o zabudowania.
Czy można było tego uniknąć? Opisana sytuacja powtarza się, ale z każdym kolejnym rokiem z coraz większą siłą. Jaka tego przyczyna? Otórz wyłącznie namulenia, które zajmują już blisko połowę koryta rzeki. Należałoby też wzmocnić wały przeciwpowodziowe. Sprawa była wiosną 2010 roku naświetlana Burmistrzowi i Radzie Gminy Miasta i Gminy Zagórz oraz jednocześnie Nadzorowi Wodnemu. To właśnie z tej drugiej instytucji otrzymaliśmy pismo informujące, że uwzględnią nasze uwagi przy następnym czyszczeniu koryta rzeki (oczywiście nie podając terminu). Natomiast na informacje o zniszczonych ogrodzeniach domów, zalanych piwnicach odpowiedziano, że jest to naturalny teren zalewowy! Na piśmie podpisało się 17 rodzin z Mokrego zagrożonych wodami rzeki Osława.
W dniu dzisiejszym o 16:30 zator lodowy ustąpił nie robiąc większych szkód. Stało się tak przede wszystkim dzięki wzmacnianemu przez kilka tygodni własnymi siłami i środkami wałowi przeciwpowodziowemu oraz stosunkowo małej (tym razem) wodzie. Tylko czy zawsze mamy liczyć na łód szczęścia, czy musi wydarzyć się tragedia? Zima jeszcze się nie skończyła…
Opracował i przeżył dzień grozy
Mariusz Janik