Jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich pisarzy Andrzej Stasiuk spotkał się z czytelnikami w Krośnieńskiej Bibliotece Publicznej. Na pierwsze w Krośnie spotkanie z autorem „Dukli” przyszło ponad 100 osób i organizatorzy zmuszeni byli zaprosić czytelników z Saloniku Artystycznego, gdzie odbywają się tego typu spotkania w ramach cyklu „Środy literackie”, do głównej czytelni.
– Nie mogłem odmówić bibliotece, do Krosna musiałem przyjechać. Przewija się ono w moich książkach, jest dla mnie bardzo ważnym miejscem na mojej mapie – powiedział pisarz rozpoczynając spotkanie – prowadzone przez Jana Tulika – w krośnieńskiej książnicy.
Andrzej Stasiuk przeczytał fragment ze swojej najnowszej książki „Jadąc do Babadag”. To zbiór esejów w konwencji reportażu podróżniczego, ukazujących południowo-wschodnie peryferie Europy. Książka napisana – jak i poprzednie jego utwory – pięknym, niekiedy poetyckim językiem. – Nie piszę reportaży. Nie jest to też przewodnik – zastrzegał się. Pytany, co fascynuje go w Rumunii, powiedział, że m.in. to, iż ten kraj – rozdarty między wschodem a zachodem – szuka własnej tożsamości. – Tam jest wszystko. I słowiańszczyzna, i kultura romańska, wpływy tureckie – wyliczał.
Pisarz gawędził z publicznością, która najczęściej pytała o miejsca opisane w jego powieściach, choć – jak autor wyznał – nie wszystkie są prawdziwe. Niektóre rzeczywiście istniejące miejscowości w tej części kraju noszą zamiennie podobnie brzmiące nazwy.
Bodaj najbardziej popularną jest metafizyczna opowieść „Dukla”, którą krytyka literacka ogłosiła dziełem wybitnym, z podobnym uznaniem spotkała się u czytelników. Stąd zapewne najwięcej pytań dotyczyło właśnie „Dukli”, czasu, gdy autor ją pisał. – To moje w pewnym sensie credo, rozmowa z czymś nadprzyrodzonym, rodzaj aktu religijnego – skomentował swoją „Duklę” Stasiuk. – Dukla dla mnie jest taką dziurką, przez którą zobaczyć można międzynarodową kulturę. Są takie miejsca. Coś mnie w Dukli natknęło. Pokochałem Duklę – tłumaczył.
Pisarz odciął się od sugestii, że inspiruje się w swoim pisaniu twórczością Marka Hłaski. – Hłaskę zacząłem czytać w wieku trzydziestu paru lat. Moje książki nie mają związku z Hłaską – odpowiadał czytelnikom.
Mówiąc o fascynacji Beskidem Niskim, gdzie mieszka, opowiedział zebranym o swoim pierwszym zetknięciu się z Bieszczadami. – Miałem 14 lat i uciekłem z domu. Po całonocnej podróży pociągiem, w Uhercach chciałem załapać się do wypału drewna. – „Idź dziecko do szkoły” – usłyszałem od leśników. Noc spędziłem w gawrze, którą sam sobie wymościłem, gdzieś chyba nad Sanem.
Pytany, czy powróci do pisania felietonów, które cieszyły się popularnością, odpowiedział, że nie zamierza wiązać się terminowymi zobowiązaniami i wymyślać na siłę co tydzień nowych tematów. – Jestem zbyt leniwy, żeby pisać na zamówienie – podkreślił.
Andrzej Stasiuk, pochodzący z Warszawy, na miejsce życia wybrał urocze zakątki Beskidu Niskiego. Mieszka obecnie w Wołowcu k. Gorlic. Wraz z żoną Moniką Sznajderman prowadzą prestiżowe wydawnictwo „Czarne”. Podczas spotkania czytelnicy mogli kupić książki wydane w tej oficynie, w tym oczywiście książki Andrzeja Stasiuka, które autor po spotkaniu – długo oblegany – opatrywał autografami.