Hodowcy owiec i kóz z Bieszczadów są za odstrzałem wilków. Ich zdaniem to jedyny sposób, aby wreszcie przestały one zagryzać zwierzęta hodowlane. Sprzeciwiają się temu naukowcy i Ministerstwo Środowiska.
Nadal nie wiadomo, w jaki sposób powstrzymać wilki, które zagryzają już nie tylko zwierzęta łowne, sarny czy jelenie. Niektóre z nich wyspecjalizowały się w zabijaniu owiec i kóz, które są wypasane nieopodal gospodarstw. Żadne zabezpieczenia, ogradzanie siatką czy inne sposoby ochrony nie pomagają. Wilki stały się perfidne i bez obawy podchodzą do obejść gospodarzy.
Podczas spotkania w Urzędzie Wojewódzkim poinformowano, że suma odszkodowań wypłacanych hodowcom zagryzionych zwierząt hodowlanych rośnie z roku na rok. W 2003 roku była to kwota 106 tys. zł, a w roku ubiegłym ponad 115,5 tys. zł. W latach 1999-2005 z budżetu wojewody podkarpackiego hodowcy otrzymali odszkodowania na łączną sumę ponad 372 tys. zł. W tym okresie wilki zagryzły ponad 1000 owiec, 36 sztuk bydła, 39 kóz, 10 źrebiąt i 30 psów.
– Opracowujemy regionalną strategię ochrony i zarządzania populacją wilka w województwie podkarpackim – mówi prof. Henryk Okarma z Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. – Do końca roku musimy znaleźć sposób, aby zwierzęta przestały zagryzać owce i kozy. Na ten cel do 2008 roku przeznaczymy 100 tysięcy złotych. Próbujemy znaleźć kompromis z hodowcami, którzy domagają się odstrzału. Niestety, nie jest to łatwe, bo zarówno urzędnicy z Ministerstwa Środowiska, jak i naukowcy oraz leśnicy są temu przeciwni. Wilki od 1998 roku są bowiem pod ochroną.
Przedstawiciel PAN-u dodał, że nie ma efektywnych sposobów zabezpieczenia przed wilkami. Według różnych danych, w Bieszczadach wilków jest od 200 do 400. Jednak większość z nich poluje na sarny, jelenie czy zające. Tylko nieliczne wyspecjalizowały się w zabijaniu owiec. Szkody wyrządzone przez wilki odnotowano w 6 województwach. Jednak największe zagrożenie jest na Podkarpaciu.